piątek, 11 marca 2016

“Rozważanie nad świadomością, jako metafizycznym czynnikiem człowieczeństwa”


Studia...Bardzo ciekawy i dziwny czas w życiu młodego człowieka. Pytanie brzmi jednak czy studia dały mi cokolwiek? Tak, dzięki nim, a zwłaszcza dzięki jednemu z wykładowców dowiedziałem się, że nie wolno mi mieć własnej opinii jeśli nie będę znał do niej całej listy przypisów prawdziwych myślicieli, naukowców którzy mają zaszczytny tytuł (co najmniej) doktora.
Zdaję sobie sprawę z tego, że naukowiec ze mnie żaden bo przecież jestem  kolejnym matołem który to nie wiadomo co sobie wyobraża będąc po ogólniaku, ale niestety!
Gdy jeszcze o tym nie wiedział pozwoliłem sobie na bezczeszczenie sacrum źródeł.
Bez nich dochodziłem do różnorakich wniosków na podstawię swoich przemyśleń i obserwacji… Tak Panie profesorze, potrafiłem zadawać pytania, prowadzić obserwację i formułować odpowiedzi bez doktoratu... Odnajdować własne rozwiązania.
Gdy byłem trochę starszy, a na nasz szary, smutny i trudny świat przyszedł wujek wszystkich dzieci i dorosłych kolorując go na niebiesko, czerwono, żółto i zielono...pojawiła się możliwość znalezienia odpowiedzi na niemal każde pytanie.
Tak oto dzięki Google dowiedziałem się, że (nie wiarygodne!) do takich samych wniosków doszedł już ktoś przede mną! I to w niektórych przypadkach nawet setki lat temu.
Nie znałem wcześniej zdania tych znamienitych osobistości szczycących się nie raz wybitnymi osiągnięciami naukowymi.
Czy to oznacza, że nie miałem racji dopóki nie poznałem myśli filozofów uznanych na świecie? Tych którzy zapisali się na kartach historii?
Z drugiej strony jednak pojawia się inna kwestia...czy Platon albo Arystoteles mogliby w dzisiejszych realiach być prawdziwymi filozofami którzy wyciągają własne wnioski z obserwacji świata? Pewnie by mogli...po uzyskaniu doktoratu.
Tutaj właśnie stawiam sobie fundamentalne pytanie, czy nie jest trochę tak, że gdy już zagłębimy się w dane środowisko, przyswoimy ogrom wiedzy związany z danym obszarem filozofii, i dopiero wtedy zaczniemy pytać i szukać odpowiedzi. To czy nie będziemy już tak skrzywieni wiedzą, kto co kiedyś wymyślił i do czego doszedł, że ta nasza własna, osobista i intymna myśl nie będzie przeżarta wpływem dawnych myślicieli?
Czy kiedy ktoś nie znający historii filozofii dojdzie do jakichś wniosków to ma mniej racji niż profesor który tak na prawdę nie wymyślił nic, a jedynie nauczył się tego co już ktoś stworzył?
Nie potrafię odpowiedzieć na takie pytanie tak by zadowolić wszystkich. Osobiście uważam iż gdy dochodzimy do pewnych transtendentalnych pytań, powinniśmy wyłączyć komputer, zamknąć książki w szafce… Usiąść w samotności i zapytać samego siebie, jak to działa, dlaczego tak działa i czy w ogóle działa. Kiedy już dojdziemy do własnych wniosków warto pójść o krok dalej i zacząć pytać innych. Obserwować i słuchać. Wtedy pozwalamy sobię na skonfrontowanie WŁASNEGO stanowiska z tym które mają inni. Oczywiście słuchać należy tych którzy mają do powiedzenia coś sensownego...wyjaśnienie typu “jest tak bo tak i inaczej być nie może” jest bez sensowną stratą czasu.
Kiedy już mamy swój pogląd i słuchamy sensownych wypowiedzi innych osób z naszego otoczenia, często ten pogląd zaczyna ewoluować i stawać się jeszcze bardziej klarowny i precyzyjny niż wcześniej. Kolejny krok to dorwać kogoś kto ma wręcz przeciwne stanowisko i zacząć z nim dyskutować. To najciekawszy i najbardziej wciągający element tej drogi, a zarazem najbardziej pouczający.
Najlepszym przykładem będą rozważania które ostatnio uderzyły mnie tak potężnie jak sam Pudzian  uderzał Najmana. Rolę pięści Pudzilli odgrywa tutaj kwestia świadomości, a w rolę Najmana wciela się moje zdrowie psychiczne. No bo w sumie czym ta świadomość w istocie jest?
Tak właśnie zaczęły się rozważania nad świadomością. Już na samym początku zadałem sobie kilka fundamentalnych pytań.
  • Jak zdefiniować “bycie świadomym”
  • Czy świadomość jest cechą unikalną i przypisaną tylko ludziom?
  • Czy wszyscy ludzie mają świadomość?
Jednak po wielu ślepych uliczkach którymi się pałętałem w labiryncie rozważań doszedłem do pytania które pochłonęło mnie całkowicie. Poddając wątpliwość w sensowność tych które zadawałem wcześniej.
Bowiem skąd pewność, że ta dla wielu “metafizyczna” świadomość w ogóle istnieje?
Tutaj dostrzegłem pewne utrudnienie. Bowiem ilu jest filozofów i psychologów tyle jest interpretacji samej definicji świadomości. Dlatego też najpierw postanowiłem zdefiniować świadomość samemu.
I tu pojawił się pierwszy problem. No bo czym ona jest?! Każdy powie, że jest świadomy, no bo kto by nie chciał takim być? Jednakże, żeby nazwać jakąś swoją cechę, musimy ją rozumieć.
Kiedy na przykład zawsze odkłada się wszystko na później można z czystym sumieniem powiedzieć, że jest się leniwym i popada się w prokrastynacje.
Kiedy nazywam siebie wysokim to mam jakąś skalę według której porównuję się do innych w bardzo oczywisty i wizualny sposób.
Przykłady które podałem są specjalnie tak różne od siebie. Mianowicie, pierwszy jest opisem cechy której nie widać, ale mimo to jest mierzalna. Drugi przykład jest jeszcze prostszy gdyż dotyczy kwestii zewnętrznej którą można wręcz fizycznie zmierzyć.
Jednak jako, że do tej pory nikt nie ustalił czym realnie jest świadomość uważam, że użycie tych dwóch rodzajów cech jest uzasadnione. No bo może, ją widać? Może da się spojrzeć na kogoś i powiedzieć “O tak, ten gość to na pewno jest świadomy, spójrz na niego!”
Kiedy mówię, że jestem świadomy, jedyne czym mogę to potwierdzić, to przekonanie, że tak właśnie jest, nie mam porównania, ani skali. Tylko przeświadczenie.

Ale wracając do pierwszego pytania, doszedłem do wniosku iż być świadomym znaczy zdawać sobie sprawę z własnego istnienia, odczuć i przeżyć, a także z istnienia otoczenia. I wszystko wydawało by się być okej, ale...czy w takim razie tylko ludzie zdają sobie sprawę ze swojego istnienia? Jasne, owady, pająki i inne najprostsze stworzenia zapewne nie. Ale co z gadami i ssakami? Można powiedzieć, że gady są zbyt prymitywne, i jak najbardziej mogę się z tym zgodzić. Jednak co z szympansami albo bonobo? Przecież one tworzą nawet struktury społeczne, mają swoistą prymitywną kulturę i własne sposoby rozwiązywania konfliktów…
W tym momencie pojawiła się w mojej głowie myśl iż...może rzeczą świadomości jest,  nie tyle zdawanie sobie sprawy z samego istnienia i bodźców, co z przemijalności istnienia.
To akurat rzecz tylko ludzka. Zwierzęta mniej rozwinięte nie są w stanie tego pojąć.
Czyli mamy postęp, pomyślałem! Świadomość taką jaką zdefiniowałem mogę śmiało przypisać jako typowo ludzką! Mały sukces, a cieszy. Dwa pytanie które uznałem za fundament tych rozważań są już rozłożone na łopatki, leżą i kwiczą.
Niestety, przy podejściu do trzeciego, to ja dostałem poważny cios który niemal posłał mnie na matę. Jednak idąc śladami Sylwestra Stalone w roli Rockiego przyjąłem to uderzenie mężnie i pomimo poważnego zachwiania nie upadłem jako przegrany.
Dlaczego to na pierwszy rzut oka proste pytanie tak mnie uderzyło? Dlatego, że wielu ludzi wogóle nie myśli o tym, że przemijają, o tym, że tak po prawdzie istnienie całej ludzkości jest ułamkiem chwili względem istnienia wszechświata. Nie wspomnę nawet o tym jak śmiesznie malutcy jesteśmy i nieznaczący względem wszechistnienia. Przyjmuję zatem, że nie każdy jest świadomy. Niektórzy, wygląda na to, że po prostu żyją nie będąc świadomymi własnego przemijania. I dobrze! Polecam wszystkim im zazdrościć, o ile przyjemniejsze było by życie gdybym nie zdawał sobie sprawy z tego, że za kilka chwil moje życie się skończy, ktoś inny zajmie moje miejsce, a świat w ogóle tego nie odczuje!
Wszystko wydaje się być okej prawda? Jednak wcale tak nie jest...bo pojawiła się ona… Ta na którą nie byłem przygotowany ani trochę! Była jak grom z jasnego nieba, usadziła mnie z otwartymi ustami i jeszcze szerzej rozwartymi oczami… Pojawiła się wątpliwość.
Jaka? Już wcześniej o niej wspomniałem. Jaki jest dowód na istnienie czegoś takiego jak świadomość?! Przecież umiejętność nazywania i rozumienia bodźców, świata i zasad jakie nim rządzą wymaga tak na prawdę inteligencji. niczego wiecej. Zwierzęta tego nie potrafią bo są (przepraszam wszystkich Zielonych) głupsze…
No więc idąc tym tropem zacząłem rozważania od nowa mając na uwadze tą właśnie wątpliwość.

Tutaj muszę powiedzieć jedną bardzo istotną z punktu widzenia dalszej części rozważań które prowadzę, że nie jestem religijną ani wierzącą osobą (oj! ale wstyd).

Zacząłem analizować przekonanie o istnieniu świadomości, mojego dobrego kolegi...I zauważyłem pewien wzorzec… Żeby to wytłumaczyć muszę poruszyć dość trudną kwestię...Kwestię wiary w (jakiegokolwiek) Boga. Nie czepiam się ani Katolickiego, ani Prawosławnego, ani Islamskiego...ogólnie mówię o istocie wszechmocnej, wszechwiedzącej i wszechobecnej. Sędzia, architekt, latający potwór spaghetti czy różowe niewidzialne jednorożce. Bez znaczenia. Chodzi o istotę samej wiary, więc bez piany proszę!
Dobra kiedy już się wytłumaczyłem, mogę kontynuować.

Kiedy ktoś jest szczerze wierzący, nie odróżnia “wierzę” i “wiem”. Dla takiej osoby jest to dokładnie to samo. Kiedy mówi, że Bóg istnieje, równie dobrze może powiedzieć “Wierzę w to, że Różowy Niewidzialny Latający Jednorożec istnieje” jak i “Wiem, że Różowy Niewidzialny Latający Jednorożec istnieje”... Pomimo tego, że brak na to jakichkolwiek dowodów. Brak też dowodów na to, że nie istnieje...no bo przecież jest niewidzialny, prawda?  I tak samo może być w kwestii świadomości. O ile z religią jest łatwiej, gdyż mamy wiele możliwości, wielu bogów, wiele odłamów i wielu głośno krzyczących ateistów, a także ekstremistów i fanatyków którzy bardzo skutecznie zniechęcają do wyznawania religii, o tyle świadomość jest jedna. Nie skategoryzowana. Też niewidzialna i też nie zbadana.
Brak dowodów na jej istnienie, ale brak ich też by ją całkowicie odrzucić.
Pomyślałem więc, a jeśli świadomość to bajka? Bajka która pozwala nam, ludziom czuć się wyjątkowymi, wybranymi przez los? Obdarzonymi tym pięknym w założeniu darem...
Metafizyczną częścią naszej śmiesznie małej egzystencji, dającą nam poczucie sensowności.
Jednak, jak ktoś kto nazywa siebie ateistą może “wierzyć” w jej istnienie? Czym ona różni się od wiary w jakiegoś boga który mieszka w każdym człowieku i pozwala mu działać? W szkole jeszcze usłyszałem od pewnej bardzo (za bardzo?) wierzącej katechetki iż “Gdyby nie duch święty mieszkający w każdym z nas, nic byśmy nie mogli zrobić. To on daje nam siłę i chęć do działania”(pomyślałem wtedy wow...ja chyba nie dostałem swojego ducha świętego, bo strasznie mi się nie chce robić czegokolwiek…). W tym miejscu można podstawić świadomość.

Podsumowując cały ten pseudo inteligencki bełkot, muszę przedstawić kilka istotnych wniosków do których doszedłem. Jestem skłonny zakładać, że świadomość to mit, którym karmi się nas tak samo jak od wieków karmi się nas religiami, bogami i innymi bzdurami. Może być też tak, że się mylę, mogę się mylić również co do istnienia Boga (chociaż wolał bym nie, bo będę miał mocno przesrane…).
Jednak tak jak mówiłem, zakładam, mimo braku pewności, że świadomość nie istnieje. Bo przecież jesteśmy zwierzętami...dziwnymi, wyprostowanymi i łysymi, ale wciąż zwierzętami. Nie widzę, żadnych przesłanek ku temu by zakładać, że nasza pozycja w świecie jest uwarunkowana czymkolwiek poza inteligencją.

Muszę też powiedzieć iż moja głowa byłą już na krawędzi ekspolzji. Jakże nieprzyjemna była myśl “może wcale nie jestem świadomy” i wydaje mi się, że było to uczucie dokładnie takie samo, jak to kiedy powiedziałem pierwszy raz “a może jednak Boga niema?” Dziwna pustka.
Na szczęście z pomocą przyszła logika, tak w tedy jak i teraz. Skoro zakładam, że nigdy nie było czegoś takiego, to jak może zostawić po sobie pustkę?
Nie może (hehe).

Na sam koniec przypominam, naukowiec ze mnie taki jak z Dawkinsa katolik (dla nie wtajemniczonych...ŻADEN). I bardzo przepraszam Pana profesora za to, że pozwoliłem sobie na tą zniewagę względem wszystkiego co “naukowe”, ale może kiedyś zrobię sobię doktorat (albo kupię ? ) i wtedy będę mógł już powiedzieć, że “To jest teoria naukowa”. Póki co jednak, mogę to nazwać tylko i wyłącznie “rozkminką głąba bez uprawnień do myślenia”...
Chociaż...może jednak każdy ma prawo myśleć?  Hy... chyba po raz kolejny pozwalam sobie na zbyt wiele wysuwając takie stwierdzenie.

Nie pozdrawiam, Matoł.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie podobało się, prawda? Zostaw hejta i idź dalej w stronę krawędzi internetów...jesteś już blisko!

"Hejty to propsy, a propsy to hejty"