czwartek, 2 czerwca 2016

Pure Evil

Była przerwa, podczas której doznawałem, przeżywałem, zdobywałem, traciłem i w ogóle sporo się działo. Mimo, że tak na prawdę nie działo się wcale tak dużo. Nadal siedzę na tej samej pufie pisząc kolejny shiit do internetów. Nadal patrzę w ten sam monitor podłączony kablem HDMI do tego samego laptopa. Tak samo jak zawsze jeśli wyłączę teraz ten monitor, przez dwa dni nie będzie dało się go włączyć…(niewiem dlaczego do cholery, nikt nie wie...chyba po prostu lubi odpoczywać heh. Fuck you LG). Nie zdobyłem tronu świata, nie odnalazłem boga w sercu. Nie podkładałem bomb w Warszawie ani Wrocławiu. Nie założyłem jakiejś firmy która uczynila by mnie bogaczem w dwa tygodnie. Nadal jestem tym samym Dyssocjalnym Psychonautą co zawsze. Pomimo tego, że jestem taki sam, zmieniłem się. Na wielu płaszczyznach. Zrozumiałem jak wielowymiarową istotą jest człowiek. Jak wiele ma warstw ta Cebula (heh, żarcioszki ze Shreka zawsze na propsie) Poznałem kilka osób, spróbowałem kilku nowych “smaków”. No ogólnie, trochę się usmażyłem, ale o tym nie będę się tutaj rozpisywać, bo to dość kwaśna sprawa (#pozdrodlakumatychmodzno).
Jednak jak zawsze mój przydługi wstęp pewnie odrzuci większość, ale to raczej dobrze. jeśli coś jest dla wszystkich to jest chujowe, przykłady można mnożyć w nieskończoność ...disco polo, pop, sonda 2, Lech Wałęsa czy partia rządząca (XD).

-I kolejne przedłużenie, gratuluje Ci Matole wyjątkowych zdolności wkurwiania ludzi niepotrzebnymi treściami...przejdźże do rzeczy człowieku.
-Dobra dobra...ale przestań pisać sam do siebie bo wyjdziesz na jeszcze większego pojeba, ok?
- jakbyś tyle nie pisał od rzeczy to bym się nie wtrącał… WRACAJ DO PRACY BO NICI Z KOLACJI

#josuachytruskucosięzemnądzieje

Dobra, bo w sumie cała ta treść zaczyna przybierać bardzo abstrakcyjną formę...chociaż z drugiej strony (a jakże, zawsze jakaś drugą stronę znajdę <+5exp>) w takiej formie czuje się najlepiej. Nieskrępowana myśl, abstrakcja...Piękno w czystej postaci, myśl sama w sobie jest pięknem, a forma w jakiej ją zamykamy tylko je ogranicza nadając ramy. Przecież ona nie ma formy. Przekaz emocji...tylko jak to zrobić pomijając ten nieprzyjemny etap budowania ścian które ją ograniczają?! Tego nawet najstarsi górale nie wiedzą (znowu heheszki).
W końcu. Jestem gotowy do podjęcia tematu...mózg się przełączył w inny tryb funkcjonowania, wyższe obroty, aż czuję kropelki potu spływające między zwojami.

Dziś drogie dzieci, a także i starsi czytelnicy (a jest was aż 5 więc god damn, prawie jak zajęcia indywidualne!) podejmę temat bardzo prosty. W sumie teraz kiedy zdałem sobie z tego sprawę, wydaje mi się, że jest to najoczywistsza (jest takie słowo?) rzecz na świecie…
Każdy zapewne wie czym są “grzechy”. Jednak od samego początku muszę zaznaczyć i przypomnieć, wręcz PODKREŚLIĆ (heheszkuje z pomocą formy, a nie treści, jestem coraz lepszy w te klocki xD), że nienawidzę idei religii samej w sobie i nie mówię tu o tym wybitnym kardiochirurgu. #hehe Popatrzmy sobie na listę grzechów jakie wymienia się w “naszym” wspaniałym i jedynym słusznym, chrześcijaństwie...Wszystkie te grzechy są po prostu cechami charakteryzującymi złych ludzi. Chciwość, obżarstwo itd. nie trzeba tu wymyślać ani boga, ani szatana ani innych Janów Pawłów, żeby wiedzieć, że każda z tych cech prowadzi nas do czegoś nie dobrego, czy to fizycznie (bo się grubnie i wygląda jak Grycanki albo Gesslerowa) czy to mentalnie (bo się głupieje, zapomina o tym co najważniejsze i zaczyna zachowywać jak Swetru, A. Dupa czy też inna ze świń przy korycie).
Jednak uważam, że w tym całym spisie jest pewna chierarhia. Jedna cecha która wywołuje całą resztę. Cecha która jest w naszym świecie i w naszych czasach najpowszechniej spotykana. Pycha. (Zło kierwa wcielone xD Wydzwaniajcie księdza egzorcystę czeba ubić te monstrum T_T).
Będąc pysznym stajemy się jednocześnie chciwi, zazdrośni, gniewni i gnuśni. Już biegnę tłumaczyć o co mi wgle chodzi.
Będąc pyszny, człowiek daje sobie prawa. Prawo do tego by czuć się lepszym, mądrzejszym, bliższym ideałowi (o zgrozo, może masz się za ideał?).
- “czemu on to ma?! Mnie się należy bardziej! Przecież jestem lepszy”,
-“Chcę więcej, mnie należy się posiadanie wszystkiego, przecież to oczywiste, dlaczego inni mają to mieć skoro tylko JA na to zasługuję?!”,
- “Jestem zbyt zajebistym by się rozwijać, przecież już ocieram się (#hehe) o ideał!”.
Na tych prostych przykładach, widać jak ta paskuda wpływa na nas. Ale można iść dalej...potrzeba rządzenia też bierze się z niej, jestem też pewien iż wiele osób jest tak pysznych, że daje sobie prawo do zabijania “gorszych od siebie”. Są też Ci którzy w swoją pychę przenoszą na idee...wtedy zaczyna się prawdziwy burdel i zamachy w Europie...no albo podbijanie Ziemi Świętej...to już zależy która idea akurat ma większy hajp.
No w sumie pokrótce powiedziałem CO i JAK. Teraz pora na “dlaczego” (truuudneee spaaawyyy).
Więc, dlatego...że jesteśmy zapatrzeni w czubek własnej dupy. Trzymamy twarz tak blisko rowa, że aż szczypią oczy. Ludzie, mający się za niesamowitych, bliskich bogom, wspaniałych i majestatycznych. Cały świat uczyniliśmy sobie poddanym. Podróżujemy pod samym niebem w samolotach, pływamy przez oceany na ogromnych statkach. Ale tak naprawdę to są z nas łyse małpy. Worki na mięso. Drobinki kurzu żyjące na malutkiej skale w bezmiarze wszechświata. Kochamy samych siebie, kochamy widzieć w sobie stworzenia z celem i sensem. No nie wydaje mnie się. Ale, co ja tam wiem?
Teraz odpowiedziałem na pytanie “Dlaczego”. Co może być następne? hyy…
Nie wiem cholera. Dobra to powiem teraz o tym: Wszyscy ludzie myślący, że są mądrzejsi, silniejsi, sprawniejsi albo po prostu lepsi od innych...są w błędzie. Jesteśmy inni i to wszystko. Każdy z nas gdzieś tam podróżuje w swojej głowie w różne zakamarki. Każdy jest w czymś dobry, a chujowy w czymś innym. Ja nie wyobrażam sobie pracować na linii produkcyjnej. Nie potrafię (wiem bo próbowałem Oo god damn najgorsze 5 minut w życiu xD). Ale są miliardy ludzi którzy robią to cale życie i nie narzekają. Nie potrafię rysować, za to trochę ogarniam zabawy z fotoszopami, inni na odwrót. Czy to znaczy, że ktokolwiek jest lepszy? raz jeszcze, nie wydaje mnie się.
To by było na tyle, nie wiem co jeszcze mogę powiedzieć. Chyba nic. A jak jednak coś, to przynajmniej będzie o czym napisać następnym razem, a kiedy to nastąpi sam jeszcze niewiem. Jak będzie dobry temat i wena. Nie chcę się tu zajmować sprawami bieżącymi, jakimiś dramami jak to ludzie się obrzucają gównem w internecie (#GIMPER i #ATOR ← wibijam fejmy na frajerni xD ).
To wszystko mnie nie interesuje, chuja warta popowa sieczka o której za chwilę nikt nie będzie pamiętać, a masy będą jadły z innego sedesu. No a przynajmniej tak mi się wydaje.
Pewnie jak zawsze też udało mi się urazić 90% ludzi (hehe) i jestem z tego dumny! (tylko porsze mi tu bez pozwów bo ,cytując, “ja to mam wujka prawnika i Pan mnie możesz w trąbe pocałować” XD)
Kierwa koniec bo miało być krótko, a mnie się tu trzecia strona zaczyna. niema co. Idę grać w soulsy albo inny shit. Siema elo cześć.
Zostańcie z bogiem, Dyssocjalny Psychonauta aka Matoł.

PS. AAA! Właśnie bo bym zapomniał! posłuchajcie sobie niezastąpionego i jedynego w swoim rodzaju Gospela : D
https://www.youtube.com/watch?v=wFwSHslp_2E
"Naucz się tego, co jest możliwym
Spróbuj wszystkiego, co stanie ci na drodze
Niech życie cię zrani, zachwyci i zdziwi
I nie unikaj niczego, póki jeszcze możesz
Szukaj, odnajduj i pozwól się zgubić
Nie słuchaj rad, bądź butny i głupi
Ponoś porażki i się z nich podnoś
Znajdź w sobie wątpliwości, znajdź pobożność
Wystrzegaj się tego co może ci grozić
A potem zapomnij o wszystkim i zacznij tworzyć"

Ten tekst  to moje nowe motto życiowe. Keep it rollin biczys.

I wpadajcie lajkować na fejsie, wtedy jak coś napisze, będziecie wiedzieć od razu! : D https://www.facebook.com/Dyssocjalny-Psychonauta-1055771054481678/


sobota, 16 kwietnia 2016

Szczęście?

Szczęść boże, ostatnio mimo wszech obecnie rodzącego się życia nadal czuję chłód zimy. Wszystko co mnie otacza jest otoczone grubą warstwą zimnego puchu, i choćby był to najgłębszy ze wszystkich żarów i tak nim przebije się przez ten chłód sam staje się zimny niczym śmierć. Śmierć...piekielne męczarnie i niebiańskie rozkosze. Czym jest ona sama? Zbawieniem które pozwoli na wieczny spokój czy też koniec wszelkich oznak samego istnienia?
Śmierć jest ukojeniem dla człowieka jako, że pozwala na wieczny odpoczynek i bez znaczenia jest to czy wierzysz w cokolwiek czy odrzucasz wszystko. Najważniejsze jest to, że nie ona jest tym czego obawiać się powinniśmy ponad wszystkiego innego. Jest ona jedynie końcem naszego czasu. I jak wiadomo jest ona nieunikniona. I jak również wiadomo jest konieczna.
Czymś czego bać się trzeba to śmierć za życia. Kiedy żyjesz ale jesteś martwy. Kiedy wszystko co radosne i wszystko co daje chociaż odrobinę szczęścia staję się nie do odróżnienia od napawającego nas strachu...chłodu...samotności i beznadziei.
Całe życie stąpamy po krawędzi przepaści robiąc wszystko żeby nie spaść...Bo spadając w bezdenną otchłań zwątpienia nie dostrzeżemy już nigdy światła. Nigdy już nie rozpali się w nas żar który powoduje uśmiech. I już nigdy nie będziemy w stanie wspiąć się na górę. Leżąc bez sił i nadziei na samym dnie emocjonalnej pustki jedyne co nam pozostaje to rozmyślać nad tym dlaczego i jak. Wtedy też rodzą się największe z wszelkich myśli.
Istnieje jednak cień szansy, okruch nadziei, ostatnia z możliwości na zbawienie. Potrzebujemy miłości. Ona jedyna potrafi rozpalić w nas tak potężny ogień by stopić lodowe kajdany w które zakuł nas jedyny który powinien być nam bezsprzecznie wierny...nasz umysł.
Jedyny sposób na osiągnięcie prawdziwego szczęścia to odnalezienie go w kimś innym. Jakież przewrotne jest nasze śmieszne ludzkie istnienie którego ideą jest poczucie szczęścia, skoro jedyny prawdziwy sposób na jego osiągnięcie to...zapomnienie o własnym. Wtedy dopiero tak na prawdę jesteśmy w stanie odnaleźć naszą własną radość ulokowaną w kimś innym. Lecz działa to tylko wtedy gdy jest obustronne. W każdym innym razie jedyne co może przynieść to ból i jeszcze większą rozpacz.
Rodzi się najistotniejsza z kwestii, jak zatem rozpoznać czy czyjeś szczęście jest ulokowane w nas. Niewiem, ale jeśli wierzysz w jakiegoś boga...zapytaj go, jeśli Ci odpowie będziesz pewien, a jeśli nie...będziesz w takiej samej pozycji jak wszyscy inni. No i jeśli odpowie to może nawet ktoś nazwie Cię świętym albo coś. Także ten...trzymam kciuki za “nawiązanie kontaktu” (hehe brzmi jakbym mówił o obcych)
Koniec tego słodkiego pierdolenia, nie pozdrawiam Dyssocjalny Psychonauta.

PS. Wiara i miłość mają jedną wspólną cechę, znajdą ją tylko Ci którzy potrafią zabrać sobie samemu coś cennego. Różnica jednak jest taka, że jedno może przynieść nam coś dobrego, a drugie to przejaw słabości i głupoty.